Lipiec 2012
W Polsce wybuchła bomba. Mimo zapewnień PZPNu, mediów i wszystkich ludzi, zajmujących się reprezentacją kraju w piłce nożnej, Orłom nie udało się wygrać żadnego meczu, a co więcej - nie wyszli z grupy. Prezes Lato nie poddał się dymisji, chociaż zapewniał, że tak się stanie, jeśli Biało-Czerwoni zawiodą. Odszedł kto inny, bo "wielki" trener Smuda, który niczym Jan III Sobieski miał poprowadzić polską husarię ku "przepowiedzianemu im" przez naród zwycięstwu. Niestety, stało się inaczej; chociaż Polacy trafili w grupę marzeń i snów, nie podołali temu, by wybić się z niej zwycięsko, czy na drugim miejscu. Turniej zakończył się dla nich przy meczu z Czechami, kiedy nie udało się wbić do siatki pilnie strzeżonej przez Cecha (dla mniej "życzliwych" tak zwanego Grigorija czy Grzesia, jak przechrzcili go internauci nawiązując do kierowcy czołgu z niegdyś uwielbianego przez Polskę serialu) ani jednego gola. Euro 2012 na Polsce i Ukrainie zakończyło się ogromną klęską, dla wszystkich odzianych w biel i czerwień.
Ale wybuchu nie koniec.
Zaczęło się szerokie kwestionowanie kadrowiczów, PZPNu czy sztabu. Wyśmiewano ich w mediach oraz Internecie, tworząc to co nowe coraz zabawniejsze i demotywujące dowcipy oraz grafiki. Zdawało się, że nie można już uratować tonącego statku, zwanego tutaj Polskim Związkiem Piłki Nożnej. Zmieniło się to dopiero przy wyborach Prezesa, gdzie stołek przejął Zbigniew Boniek i zasiał ziarno nadziei w sercach Polaków. Na lepsze, na nowe zmiany, na to, że jak nie w Euro, to mamy nikłe szanse na Mundial. Na to, że poderwiemy do lotu nasze Orły, do zaciętej walki naszą Husarię, która mimo wszystko ciągle była wybrakowana i sprawiała zawody kibicom. Jednak wszyscy chcieli jednego od nich - dowodu, że potrafią coś zrobić, mając orzełka na piersi.
Kazimierz Deyna przestał przewracać się w grobie.
Maj 2013
W biurze prezesa PZPN, Zbigniew Boniek siedział za biurkiem, uważnie wpatrując się w wertującą stosy umów ładną brunetkę. Przypomniała mu się jego własna córka, chociaż była trochę młodsza, niż siedząca przed nim kobieta. Ta uniosła w końcu spojrzenie orzechowych oczu na rudowłosego mężczyznę i westchnęła, zbierając myśli i słowa. W końcu odłożyła pliki białych dokumentów, pokrytych czarnym drukiem.
- Podejmę się tego zadania - oznajmiła w końcu oficjalnym tonem. Mężczyzna spojrzał na nią: najpierw zdumiony, potem zaciekawiony, a na końcu uradowany. Uśmiechnął się szeroko.
- Pani Hernandez, pani leje mi miód na serce! - zawołał serdecznie.
- Ale... - zaczęła, a Boniek spoważniał. Ach, tak. Przecież znał panią Maj-Hernandez. Ona zawsze miała swoje "ale". - Ale robię to na moich zasadach, metodach i sama selekcjonuję kadrę. Nie kryjemy tego. Wiem, że dla Polaków szokiem będzie to, że kobieta w wieku dwudziestu ośmiu lat podejmuje się zadania dość poważnego, jakim jest zostanie trenerem i selekcjonerem kadry. Ale musimy im przemówić do rozsądku. Wie pan, jak to mówią... Śpiewać każdy może, jedni lepiej inni gorzej. Tak samo jest z trenowaniem. - Oznajmiła z tym samym błyskiem oku, który niegdyś zawsze towarzyszył jej na boisku. - Tylko, że ja śpiewać i trenować będę najlepiej - zakończyła z dumą wymalowaną na twarzy.
- Rozumiem - zapewnił gorliwie. - Jeśli pani to podpisze... - tu wskazał na plik umów. - Ogłosimy to już jutro, a pani ustali zgrupowanie i warunki dla piłkarzy, reprezentacji. Konferencje prasowe zwoła...
- Nie - nagle zaprzeczyła ostro. - Zero konferencji, póki nie zapoznam dobrze piłkarzy. Dziedziną mediów zajmiemy się później.
- Hm, dobrze... Jak sobie pani... Pani trener, życzy - powiedział zadowolony, kiedy zauważył, że kobieta bierze długopis i podpisuje odpowiednie dokumenty w odpowiednich miejscach.
- Dziękuje za uwagę, panie prezesie. Mam nadzieję, że współpraca moja i PZPNu będzie owocna i przyniesie to, na co liczy cała Polska - oznajmiła z życzliwym uśmiechem. - I, co się stanie już nie długo - dodała głosem pewnym siebie i swoich umiejętności.
- Jeśli nie pani, pani Hernandez, nie wiem, co zrobię - odpowiedział, ściskając wyciągniętą rękę kobiety. Ta pokiwała głową.
- Do widzenia - rzuciła wychodząc z jego biura i zostawiając go z natłokiem myśli. To była osobliwa kobieta. Nie dość, że piłkarka z osiągnięciami jakich mało, to jeszcze teraz została jego ostatnią nadzieją na to, że podniesie reprezentację Polski i zrobi z nich prawdziwe Orły, gotowe wygrywać z największymi gigantami piłki nożnej. Że zrobi z nich taką Husarię, jaka była kiedyś. Że piłkarze będą się zaciągać do reprezentacji innych krajów tylko jeśli nie będą musieli grać z Polską, bo będą obawiać się wielkiej klęski. Że stworzy się coś nowego - Orły Maj-Hernandezowej. Orły Angelity.
- Skończyły się laby, panowie - mruknęła, kiedy siedziała na skórzanym siedzeniu swojego audi, patrząc na gazetę, której cała pierwsza strona była zapchana zdjęciami i krótkimi notatkami o kadrze Polski.
W Polsce wybuchła bomba. Mimo zapewnień PZPNu, mediów i wszystkich ludzi, zajmujących się reprezentacją kraju w piłce nożnej, Orłom nie udało się wygrać żadnego meczu, a co więcej - nie wyszli z grupy. Prezes Lato nie poddał się dymisji, chociaż zapewniał, że tak się stanie, jeśli Biało-Czerwoni zawiodą. Odszedł kto inny, bo "wielki" trener Smuda, który niczym Jan III Sobieski miał poprowadzić polską husarię ku "przepowiedzianemu im" przez naród zwycięstwu. Niestety, stało się inaczej; chociaż Polacy trafili w grupę marzeń i snów, nie podołali temu, by wybić się z niej zwycięsko, czy na drugim miejscu. Turniej zakończył się dla nich przy meczu z Czechami, kiedy nie udało się wbić do siatki pilnie strzeżonej przez Cecha (dla mniej "życzliwych" tak zwanego Grigorija czy Grzesia, jak przechrzcili go internauci nawiązując do kierowcy czołgu z niegdyś uwielbianego przez Polskę serialu) ani jednego gola. Euro 2012 na Polsce i Ukrainie zakończyło się ogromną klęską, dla wszystkich odzianych w biel i czerwień.
Ale wybuchu nie koniec.
Zaczęło się szerokie kwestionowanie kadrowiczów, PZPNu czy sztabu. Wyśmiewano ich w mediach oraz Internecie, tworząc to co nowe coraz zabawniejsze i demotywujące dowcipy oraz grafiki. Zdawało się, że nie można już uratować tonącego statku, zwanego tutaj Polskim Związkiem Piłki Nożnej. Zmieniło się to dopiero przy wyborach Prezesa, gdzie stołek przejął Zbigniew Boniek i zasiał ziarno nadziei w sercach Polaków. Na lepsze, na nowe zmiany, na to, że jak nie w Euro, to mamy nikłe szanse na Mundial. Na to, że poderwiemy do lotu nasze Orły, do zaciętej walki naszą Husarię, która mimo wszystko ciągle była wybrakowana i sprawiała zawody kibicom. Jednak wszyscy chcieli jednego od nich - dowodu, że potrafią coś zrobić, mając orzełka na piersi.
Kazimierz Deyna przestał przewracać się w grobie.
Maj 2013
W biurze prezesa PZPN, Zbigniew Boniek siedział za biurkiem, uważnie wpatrując się w wertującą stosy umów ładną brunetkę. Przypomniała mu się jego własna córka, chociaż była trochę młodsza, niż siedząca przed nim kobieta. Ta uniosła w końcu spojrzenie orzechowych oczu na rudowłosego mężczyznę i westchnęła, zbierając myśli i słowa. W końcu odłożyła pliki białych dokumentów, pokrytych czarnym drukiem.
- Podejmę się tego zadania - oznajmiła w końcu oficjalnym tonem. Mężczyzna spojrzał na nią: najpierw zdumiony, potem zaciekawiony, a na końcu uradowany. Uśmiechnął się szeroko.
- Pani Hernandez, pani leje mi miód na serce! - zawołał serdecznie.
- Ale... - zaczęła, a Boniek spoważniał. Ach, tak. Przecież znał panią Maj-Hernandez. Ona zawsze miała swoje "ale". - Ale robię to na moich zasadach, metodach i sama selekcjonuję kadrę. Nie kryjemy tego. Wiem, że dla Polaków szokiem będzie to, że kobieta w wieku dwudziestu ośmiu lat podejmuje się zadania dość poważnego, jakim jest zostanie trenerem i selekcjonerem kadry. Ale musimy im przemówić do rozsądku. Wie pan, jak to mówią... Śpiewać każdy może, jedni lepiej inni gorzej. Tak samo jest z trenowaniem. - Oznajmiła z tym samym błyskiem oku, który niegdyś zawsze towarzyszył jej na boisku. - Tylko, że ja śpiewać i trenować będę najlepiej - zakończyła z dumą wymalowaną na twarzy.
- Rozumiem - zapewnił gorliwie. - Jeśli pani to podpisze... - tu wskazał na plik umów. - Ogłosimy to już jutro, a pani ustali zgrupowanie i warunki dla piłkarzy, reprezentacji. Konferencje prasowe zwoła...
- Nie - nagle zaprzeczyła ostro. - Zero konferencji, póki nie zapoznam dobrze piłkarzy. Dziedziną mediów zajmiemy się później.
- Hm, dobrze... Jak sobie pani... Pani trener, życzy - powiedział zadowolony, kiedy zauważył, że kobieta bierze długopis i podpisuje odpowiednie dokumenty w odpowiednich miejscach.
- Dziękuje za uwagę, panie prezesie. Mam nadzieję, że współpraca moja i PZPNu będzie owocna i przyniesie to, na co liczy cała Polska - oznajmiła z życzliwym uśmiechem. - I, co się stanie już nie długo - dodała głosem pewnym siebie i swoich umiejętności.
- Jeśli nie pani, pani Hernandez, nie wiem, co zrobię - odpowiedział, ściskając wyciągniętą rękę kobiety. Ta pokiwała głową.
- Do widzenia - rzuciła wychodząc z jego biura i zostawiając go z natłokiem myśli. To była osobliwa kobieta. Nie dość, że piłkarka z osiągnięciami jakich mało, to jeszcze teraz została jego ostatnią nadzieją na to, że podniesie reprezentację Polski i zrobi z nich prawdziwe Orły, gotowe wygrywać z największymi gigantami piłki nożnej. Że zrobi z nich taką Husarię, jaka była kiedyś. Że piłkarze będą się zaciągać do reprezentacji innych krajów tylko jeśli nie będą musieli grać z Polską, bo będą obawiać się wielkiej klęski. Że stworzy się coś nowego - Orły Maj-Hernandezowej. Orły Angelity.
- Skończyły się laby, panowie - mruknęła, kiedy siedziała na skórzanym siedzeniu swojego audi, patrząc na gazetę, której cała pierwsza strona była zapchana zdjęciami i krótkimi notatkami o kadrze Polski.
Witam w pierwszej części tego opowiadania! :) Mam nadzieję, że wytrwacie tydzień do pierwszego rozdziału. Wiem, szok, zrobiłam kobietę trenerem. I nie dość, że kobietę, to jeszcze taką, która ma dwadzieścia osiem lat, a nie czterdzieści parę. No ale cóż, to głębszy wątek. Na razie nasza Ania będzie siać zamęt wśród piłkarzy. Nie zdradzę, co tam zrobi, ale powiem, że każdemu za grę oberwie się równo! Hahaha, być może wyrzuci im wszystko to, co wy chcecie, a nie możecie, bo siedzicie przed telewizorem, podczas meczów. Wiedzcie, że Angela nie będzie się patyczkować i głaskać ich po główce, jak ich Villa czy Alonso sfaulują. Ona będzie im jeszcze dorzucać oliwy do ognia :P
Pozdrawiam, Shee :)
No cóż kobieta trenująca nasze Orły-nieloty, to coś zaskakującego. Panią ze zdjęcia dobrze znam, bo taką twarz miała Nina- dziewczyna Kuby w moim premierowym opowiadaniu :D
OdpowiedzUsuńDodaję Twoje opowiadanie do czytanych i proszę informuj kiedy pojawi się nowość.
PS. Szkoda, że Obraniak w realu zrezygnował z gry w naszej kadrze :(
No, no! Zaciekawiłaś mnie tym prologiem i czuję niedosyt. Także czekam na nowość i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń