sobota, 25 maja 2013

01. Nikt nie powiedział, że początki są łatwe.

    Maj 2013

    Anna weszła na murawę, ubrana w dresowe spodnie nike i treningową koszulkę kadry ze swoim pseudonimem oraz numerem "13". Zachłystnęła się stadionowym powietrzem. Bo właśnie tu miała odbyć pierwsze spotkanie z piłkarzami - na Stadionie Narodowym w Warszawie, który dziś był zamknięty na wszelkie spusty i pilnowany przez rzeszę ochroniarzy, którzy nie mogli pozwolić by chociaż jeden kibic czy paparazzi wszedł do środka. Polska jeszcze nie została obdarowana wiadomością o tym, kto jest nowym trenerem. Sami zawodnicy mogli się tylko domyślać. Angelita trzymała wszystko w tajemnicy, do czasu, kiedy zapozna się z nimi. Musi zbadać grunt, na którym ma wybudować nową, polską husarię. Chciała, żeby wywarli na niej pierwsze wrażenie naturalnie. A nie tak, żeby się podlizać. Chciała zbadać ich charaktery, do każdego zawodnika podejść dość indywidualnie. Miała za sobą rok bycia trenerką w Arsenal Ladies i dwa lata w Realu Madrid. Nauczyła się tego i tamtego, wiedziała jak zająć się konkretnym przypadkiem. Chyba, że ktoś wyjątkowo nie chciał współpracować. Wtedy były dwa wyjścia: albo zechce wysłuchać Maj-Hernandez, albo żegna się z drużyną. Angel miała swoje zasady, których się trzymała i dzięki którym odnosiła tak znaczące sukcesy, nie tylko jako trenerka, ale też i jako piłkarka. W końcu przez całą swoją karierę w Olympique Lyon zdobyła aż pięć złotych piłek i to pod rząd, niejednokrotnie została królową strzelców, zyskała prawdziwy respekt w tym środowisku. Piłkarze na pewno ją kojarzą, chociaż w Polsce nie było o niej tak głośno. A naród powinien się cieszyć, że wydał tak wspaniałą i utalentowaną piłkarkę, prawdziwego żeńskiego Pele czy Messiego. A zawodnicy reprezentacji Polski powinni czuć dumę, że będą pracować pod okiem takiego szkoleniowca. W końcu Angelita poprowadziła panie z Arsenalu do wygrania Ligi Mistrzów i Real do wielu osiągnięć. Teraz zmieniła tok myślenia. Jakby w umyśle miała pustą kartkę na której będzie pisać nowy rozdział kariery, który zatytułowała "Polska wraca na szczyt". Tak musiało być. Ona, Anna Maria Magdalena Maj-Hernandez, musiała zrobić wszystko co mogła, by Biało-Czerwoni znów mogli triumfować. By wszystkim panom, którzy uważają, że kobiety nie nadają się do piłki nożnej utrzeć nosa i udowodnić, że jedna, mała brunetka osiągnie więcej w jeden czy dwa sezony, niż niektórzy trenerzy-mężczyźni przez całą swoją karierę. Nie widziała innego wyjścia, jak dopięcie swego przez żmudną drogę i ciężkie treningi, które pomogą jej zdobyć złoty medal Europy czy Świata. Musiała. Po prostu musiała.
    - Witam panią trener - z zamyślenia wyrwał ją głos jej asystenta, Marka Wleciałowskiego.
    - Och, dzień dobry - odparła lekko otępiała. Zawsze taka była, gdy ktoś przerwał jej potok myśli. Musiała dostać chwilę, by się pozbierać. - Kiedy wyjdą piłkarze? - dodała z lekką niecierpliwością w głosie.
    - Dosłownie... za minutę - odparł patrząc na zegarek na ręce. Ania kiwnęła głową, wiedząc, że za minutę zacznie zapisywać swoją "umysłową kartkę". Musi obserwować ich wszystkich, być czujną i wyłapywać nawet najdrobniejsze zmiany w ruchu ciała i mimice. W końcu te rzeczy najwięcej mówią. Wiedziała, że na razie spotka się jedynie z krytyką, ale za pewne w krótkim czasie udowodni z nim, że jednak czasem warto posłuchać kobiety.
    Nagle z tunelu dobiegły ją rozbawione, męskie głosy. Piłkarze dyskutowali, wybuchali śmiechem, wrzeszczeli coś do siebie. Na chwilę żołądek kobiety podskoczył w górę. Na prawdę obawiała się, jak oni będą ją postrzegać. Chciała, aby mieli do niej chociaż minimum szacunku, który pozwoli na rozpoczęcie współpracy, oby dość owocnej. W końcu gdy będą z siebie szydzić, nic dobrego z tego nie wyjdzie. Musieli zapałać do siebie chociaż minimalnym zaufaniem i nicią porozumienia. Spojrzała na Wleciałowskiego. Uśmiechnął się, dodając jej otuchy do tego, by działać. By stworzyć nową, polską husarię. Orły Maj-Hernandez.
    Zdezorientowani, ustawiwszy się przed dwójką, tak, że każdy wszystko widział i był widziany, piłkarze spojrzeli najpierw na asystenta, a potem na kobietę, przyglądając się jej z pewną dozą podejrzeń.
    - Został pan trenerem, panie Wleciałowski? - odważył się odezwać kapitan, Kuba Błaszczykowski.
    - Nie, nie zostałem - wyjaśnił asystent ze stoickim spokojem i opanowaniem. Zawodnicy tym bardziej się zmieszali i stracili orientację w sytuacji. Nieufnie spojrzeli na Annę. Asystent podążył za ich spojrzeniem i kiwnął twierdząco głową. - Owszem, będę tu pracować, ale trenerem nie jestem. - Wyjaśnił i spojrzał na Angelitę, z nieodgadnioną miną. Maj-Hernandez wiedziała o co chodzi. Podobnie patrzyły na nią koleżanki przy asyście. A ona teraz miała strzelić gola, czyli rozpocząć współpracę. Zalśniły jej oczy. Wleciałowski tylko podpalił lont dynamitu, jakim była Angelita.
    - Ja jestem trenerką - oznajmiła stanowczym głosem.
    Piłkarzy zatkało. Dosłownie, stanęli jak słupy soli, pustym, tępym wzrokiem patrząc na niską, bo mierzącą zaledwie metr sześćdziesiąt kobietę. Brunetka cierpliwie czekała, aż opuści ich zdumienie i ockną się. Znów promieniowała z niej duma i pewność siebie, tak jak zawsze, stres pierwszego wrażenia minął. Wczuła się w rolę trenerki.
    - Nazywam się Anna Maj-Hernandez i jestem nową trenerką reprezentacji Polski w piłce nożnej, czyli was - powtórzyła ponownie, jakby mówiła do dzieci. - Od dziś zaczynamy współpracę - dodała. W tłumie piłkarzy rozbrzmiał śmiech. Anna wyłowiła sylwetkę Szczęsnego.
    - Co to za żart? - rżał w najlepsze, chociaż inni siedzieli cicho. - Kobieta ma nas trenować? Przed czy po tym jak wytłumaczymy jej co to karny?! - śmiał się dalej, mimo, że Angelita wlepiała w niego wzrok.
    - Wojtek... - spróbował go uspokoić Łukasz Piszczek.
    - A może zmieniamy dziedzinę sportu? Z piłki nożnej na sprzątanie domu!
    - Wojtek... - dołączył się Tytoń.
    - Wiem, PZPN robi nam Prima Aprilis! Kiepskie poczucie humoru ma Zibi... Kobieta trenerem?! Nie doczekanie! Jedyny spalony dla kobiety, to kotlet w kuchni! A wolny, to singiel! - śmiał się, aż echo niosło się po stadionie.
    - SZCZĘSNY!!! - coś ryknęło. To coś, było niewysoką brunetką, idącą w jego stronę. Piłkarze rozsuwali się na boki, jakby do bramkarza pełzła jadowita kobra, a oni nie chcieli wejść jej w drogę, z obawy o to, że i im się oberwie. Kanionier przestał się śmiać. Właśnie patrzył na sięgającą mu może do klatki piersiowej trenerkę, oddaloną o jakiś metr. - Słuchaj mnie, bramkarzyno z Bożej łaski. Ja tu Ciebie nie potrzebuję. Ba, mogę Cię już odprawić jeśli sobie życzysz. Tylko nie zapomnij poskarżyć się tatusiowi! Gdyby nie on, to by Cię tu w ogóle nie było! Bronisz, udając kłodę i leżąc w polu karnym! W całej swojej karierze nie widziałam kogoś tak pozbawionego szacunku do trenera! Też mnie wkurwiali, ale zaciskałam zęby i grałam jak chcieli! I albo grasz po mojemu, albo nie pojawiaj się tu więcej! TO TERAZ MOJA KADRA! Przez dwadzieścia pięć lat osiągnęłam więcej niż ty przez całe życie! Pięć złotych piłek, wielokrotna królowa strzelczyń! Sezony były MOJE! Puchary były MOJE! Liga była MOJA! Mistrzostwo też było MOJE! Prowadziłam Arsenal Ladies do FINAŁU! Real Madryt DRŻAŁ kiedy szłam! Nie wiesz, do czego jestem zdolna! Wy nic nie wiecie! Słuchaj, jestem kobietą, ale mam więcej osiągnięć niż ty! I wy! Wszyscy razem wzięci! Deyna się w grobie przewraca jak was widzi! Polacy widzą w was powód do wstydu! ZJEBALIŚCIE EURO, CHOCIAŻ MOGLIŚCIE DOJŚĆ DO PÓŁ FINAŁU! Daliście się pokonać CZECHOM! WY jesteście żartem nie JA! I nie będę was darzyć szacunkiem, póki na to sobie nie ZASŁUŻYCIE! ZROZUMIANO?
    Na boisku panowała cisza. Wszyscy z niedowierzaniem na tę niewysoką brunetkę, która właśnie wywrzeszczała im w twarz, to co wszyscy chcieli im przekazać. Ale nie tak ostro. Ona potrafiła bez zająknięcia powiedzieć, że kpi z nich i kpić będzie, póki nie zdobędą u niej szacunku. Ten sam bramkarz, który przed chwilą jawnie żartował z trenerki teraz pokornie opuścił głowę. Ten sam, który zwykle pewny siebie w wywiadach, teraz drżał pod falą krytyki jednej małej osoby, która stała przed nim ze stoickim spokojem, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Normalnie nie pozwolili by sobie na coś takiego. Ale teraz w ciszy i skupieniu trawili powoli słowa trenerki. To zabrzmiało tak... szczerze. Brunetka powiedziała o wszystkim tym, co zarzucił im cały naród. Poczuli nagły wstyd i zażenowanie, że Szczęsny zbłaźnił ich w oczach trenerki, która miała dobre intencje. Która chciała i pomóc zdjąć z nich cień tych dawnych Orłów Górskiego. Chciała, aby za parę lat to o nich mówiono, jako o bohaterach narodowych. Jako o kimś, kto poświęcił serce polskiej piłce. Kto - poetycko to ujmując - obdarzy ich orlimi, husarskimi skrzydłami i nauczy, jak w nich latać. Trawili gorzkie słowa prawdy. Czuli się tacy żałośni w oczach Maj-Hernandez.
    - Zrozumiano - odparli cicho, wszyscy, jednym głosem. Anna uśmiechnęła się słabo widząc opuszczone głowy i wzroki, w geście pokory. W geście tego, że trenerka punktowała w ich oczach i zasłużyła na pełen respekt i szacunek. Że będzie ich hetmanem w drodze do zwycięstwa, wielkości i chwały. W tym "historycznym" momencie, zyskali pierwszą kobietę trenerkę. Kobietę, która dała im szansę na dźwignięcie się i stanie Orłami.
    - To się cieszę - rzuciła gorzko. Zmierzyła ich z lekka pogardliwym spojrzeniem. Skoro ona zyskała respekt, teraz oni muszą sobie na niego zasłużyć.

    Półtora godziny później wszyscy byli po treningu. Tylko Wleciałowski i Maj siedzieli na murawie dyskutując o dzisiejszym zapoznaniu się z piłkarzami.
    - Dała im pani czadu - uśmiechnął się asystent.
    - Nie. Po prostu powiedziałam im to, co chciał im od zawsze powiedzieć cały naród - wyjaśniła, zbierając swoje notatki. Była dumna z takiego początku.
    - Ale w jaki sposób im to pani przekazała. Szczęsny chciał uciekać jak najdalej - drążył Wleciałowski.
    - Może i tak, muszę nad nimi ciężko pracować - jęknęła zbierając się ze sztucznej trawy. Wyprostowała się i objęła wzrokiem pole stadionu.
      - Co pani ma na myśli? - zdziwił się mężczyzna.
    - To, że skoro zachowują się jak dzieci, będę ich trenować jak dzieci. Muszę już zacząć i ich przygotować do odpowiedniej pracy. Na początku potrzebują zgrania i nawiązania więzi między sobą. Muszą być jak prawdziwa husaria. Jeśli jeden walczy, robi to też reszta - oznajmiła profesjonalnym tonem.
    - Ma pani jakieś konkretne plany?
    - Jedziemy na obóz proszę pana. Na ognisko i spanie w lesie.

OD SHEE:
No, trochę pojechałam trochę po naszych piłkarza i trochę sama się dziwię, że aż tak ostro. Ale chciałam pokazać wybuchowy i impulsywny charakter Anny, zmienny jak u prawdziwej kobiety. No i wrobiłam Szczęsnego w reprezentacyjny czarny charakter, ale postaram się to złagodzić, bo osobiście nic do niego nie mam. Za to przejrzałam wszystkie rozdziały, które napisałam tuż po euro i postanowiłam zmienić zamysł opowiadania, które wydało mi się zbyt idealne. Namieszam w tym i zrobię po swojemu, od nowa, od początku. Zostawiłam tylko ten nieszczęsny prolog i trzy pierwsze rozdziały, które stały się pewnego rodzaju wprowadzeniem, swoistą początkową sielanką. Reszta nowych zupełnie się od tego różni; ukazuje Annę i piłkarzy w nieco bardziej prywatnych sprawach.
Gorąco pozdrawiam wszystkie czytelniczki, szczególnie Fiolkę, która jednak pierwsza tu zostawiła swój ślad. I której dedykuję ten rozdział :). 

Pozdrawiam gorąco!,
Shee

PS Borussia przegrała :( Nie takiej Ligi Mistrzów chciałam.